wtorek, 7 maja 2019

FILMUJEMY zawody biegowe :)))))




Halo, halo!
U mnie biegowy mozolny powrót do biegania. Kontuzja czyli wielomiesięczna przerwa od treningów spowodowała utratę formy. Z kontuzją doszło +10 kg do wagi. Dramat ;) I zarazem mnóstwo pracy przede mną żeby wrócić do formy.
Trenuje się ciężko, efekty są, ale przychodzą bardzo, bardzo wolno. Walczę, ale motywacja jest trudna do utrzymania.

Ale! Ale!

Super forma nie jest potrzebna do filmowania! Więc! Zrobiliśmy to!!! Zfilmowaliśmy nasze pierwsze zawody ;) Później okazało się, że pojechaliśmy na jeszcze jedne.
Citytrail. Parę lat temu nazywali się "zbiegiemnatury"- tam debiutowałem w moich pierwszych oficjalnych zawodach biegowych, a parę lat później odkryłem Dziewiczą Górę- czyli biegi w terenie. O ile dobrze pamiętam to około 120m npn. na dystansie 5 km.

Jest dobrze, z resztą sami zobaczcie i dajcie znać jak się podoba!



DZIEWICZA GÓRA



CITY TRAIL POZNAŃ





niedziela, 25 marca 2018

Plany na 2018 rok :D


Cześć.
W poprzednim poście trochę postękałem, ale na szczęście wziąłem się też do roboty. Treningi na kolejne dni i tygodnie rozpisane, a to za sprawą 3 dużych celów, a w tym jeden GŁÓWNY.
W zeszłym roku spełniłem swoje małe marzenie debiutując w Ultra (53km, 1800m). Później był jeszcze maraton w Poznaniu.
Nie spodziewałem się zupełnie, że bieganie w górach odciśnie takie piętno na POKONACSIEBIE. A gwoździem do trumny było samopoczucie po maratonie. Przez tydzień wyjątkowo bardzo mnie bolały kolana. 42 km narobiły więcej bałaganu niż 53 km i 2 kilometry w pionie w górach. Co roku brałem udział w paru biegach ulicznych zaczynając od Maniackiej Dziesiątki. W tym roku kompletnie nie mam ochoty szarpać się na asfalcie :)

Dlatego też 3 razy biegnę w górach :D

Mam  nadzieję, że wszystko pięknie dopisze i nic nie stanie na przeszkodzie. 
Na pierwszy ogień pójdzie Maraton Chojnik



To będzie piękne wprowadzenie do GŁÓWNEGO CELU 2018. Przede mną najtrudniejszy dotychczas bieg. Najdłuższy i z największymi przewyższeniami. Moi drodzy, powitajmy:
Dolnośląski festiwal biegów górskich:


Oj będzie się działo :) 68 kilometrów i 2915 metrów!
A na zakończenie sezonu powrót do Radkowa i bieg po górach Stołowych. Mój zeszłoroczny debiut,
naprawdę piękne miejsce.


Oby tylko zdrowie dopisało :)

piątek, 16 lutego 2018

Leżę i kwiczę

Leżę i kwiczę
Oj długo mnie tu nie było. W sumie tylko raz w 2017 roku... i to tylko recenzja butów.
A o bieganiu nic nie piszę, kompletnie nic. I tak się zastanawiałem dlaczego, odpowiedź
jest bardzo prosta- zupełnie nie ma się czym chwalić. Wręcz przeciwnie, jestem w czarnej ogromnej
dupie!
Parę dni temu przejrzałem kiedy ostatni raz poprawiałem swoje życiówki. I co tam znalazłem :)
W maju! W maju 2014 roku! No i w kwietniu tego samego roku. Po kolei 5, 10 i 21 kilometrów.
Przez najbliższe prawie 4 lata nie wydarzyło się nic pozytywnego, nie poprawiłem żadnego czasu. Ok, niech będzie 2 maratony na koncie i jedno Ultra, ale z wynikami bardzo słabymi.
Muszę podkreślić, że niecałe 23 minuty ma 5km, czy niecałe 49 minut na 10 km to nie są zachwycające czasy, no może lekko powyżej średniej, ale to tyle. A na tą chwilę nie jestem w stanie fizycznie się do nich zbliżyć. Czas na rachunek sumienia.



Licząc od dziś  rok wstecz wychodzi 860 km. Słabo.
Ok, grafik tygodniowy jest dosyć napięty, ale to jest tylko kwestia mobilizacji, a jak widać nie zawsze ona występowała ;)


Ta grafika u góry przedstawiająca wagę powinna wyglądać tak:
"stres--->waga--->obżarstwo(cukier, dużo cukru)--->brak sił"
Niestety tak ostatnie miesiące wyglądają. Ogromny stres związany ze zdrowiem najbliższej
mi osoby odbiera siły, a najszybciej można ją podnieść jedząc... czekoladę. I krąg się zamyka.
Znów brak mobilizacji to wciąż obiecanej sobie poprawy diety, a głównie to likwidacji cukru z jadłospisu...


Jaka jakość treningów- taka forma i pułap tlenowy. Wydolność tlenową na takim niskim poziomie
miałem w 2015 roku, a później szła powoli do góry, do dzisiaj :(
Słabej jakości treningi i ich niska liczba nie wróżą pięknych wyników.
Psychicznie jestem w sytuacji takiej: jeśli nie teraz, to już nigdy.
CZAS SIĘ WZIĄĆ DO ROBOTY.
REAKTYWACJA.

wtorek, 9 maja 2017

Buty Nike Zoom Vomero 12


  NIKE AIR ZOOM VOMERO 12

         Czas na kolejną recenzję najków! Ta się trochę długa pisała, a raczej była w zawieszeniu, ale przynajmniej buty są dobrze wybiegane :)
Zatem po kolei. Vomero to kolejny model z AIR'em. To znaczy z poduszkami powietrznymi w pięcie i śródstopiu. To jest element, który robi sporą różnicę w butach do biegania. Na twardym podłożu na które są przeznaczone AIR wdzięczy się doskonałym wspomaganiem amortyzacji. Tu trzeba zaznaczyć, że na asfalcie efekt jest najbardziej odczuwalny. But czuje się świetnie na twardej powierzchni, ale i biegając po ubitych ścieżkach leśnych biegło się również stabilnie.
Wiązanie.
          Zaczynam się za bardzo przyzwyczajać do tego rozwiązania. Sznurowadła są zintegrowane z wiązaniem, zwanym linkami Flywire, a te z kolei z cholewką. Finalnie dla biegacza efekt jest taki, że nie ma potrzeby mocnego wiązania. W innych butach często miałem tak, że wiązałem "z czuciem", a czasem nie trafiłem idealnie i musiałem się zatrzymać żeby trochę poprawić- poluźnić lub ściągnąć. Miewacie tak czasami? Tutaj po standardowym zawiązaniu wewnętrzna jakby skarpeta otacza wygodnie stopę i można już do tego nie wracać ;)
Nike podobnie jak w modelu Air Zoom Oddysey 2 wykorzystał te same pianki czyli Cushon i Lunar, które wspomagają przetaczanie, but jest dynamiczny, aż miło się mocno przyspiesza.
Nacięcia w podeszwie powodują większą elastyczność. Przy nadepnięciu na małe przeszkody typu kamień, nierówności podeszwa mimo tego dobrze trzyma się nawierzchni,
        Podsumowując, Vomero 12 to mój but numer 1. W końcu to kolejna ulepszona wersja na bazie wieloletniego doświadczenia Nike. Jeśli szukacie bardzo dobrych butów (patrząc na materiały i ich parametry, powinny ze spokojem wytrzymać ponad 1000 km) z mocną amortyzacją, możecie śmało inwestować ciężko zarobione pieniądze :)



Teren: asfalt, droga
Waga: 315g/ numer 44
Moja waga: 77 kg
Drop: 10 mm
Przeznaczenie: neutralny













niedziela, 27 listopada 2016

Recenzja Nike Air Zoom Oddysey 2


Nike Air Zoom Oddysey 2.

       Od około ośmiu tygodni testuję buty biegowe Nike Air Zoom Oddysey 2.
Jak łatwo domyśleć się po nazwie, jest to druga odsłona zeszłorocznego modelu Oddysey, który zebrał sporo pozytywnych not, a że Nike w produkcji sportowych butów doświadczenie ma nie małe ;) warto się im bliżej przyjrzeć.
 Przejdźmy zatem do "specyfikacji".
Nike w tym modelu postawił przede wszystkim na stabilizację i amortyzację.



       Podeszwa składa się z dwóch pianek, pierwsza z nich to lekka lunarlon, która ma za zadanie rozłożyć na całej podeszwie siłę uderzenia. Druga to Cushlon, a umieszczona jest pod piętą i śródstopiem. Za zadanie ma amortyzować każde zderzenie co czyni świetnie.
Nie można też zapomnieć jeszcze, przecież to linia Air Zoom, o poduszeczkach Nike Air znajdujących się dodatkowo w pięcie i w przedniej części buta, które dodatkowo wspomagają amortyzację.
Tak wygląda specyfikacja samej amortyzacji w teorii. W praktyce mogę ją tylko zachwalać. Na asfalcie Zoom Oddysey 2 zachwyca, technologie wspierają każdy krok, biegnie się bardzo przyjemnie i dynamicznie. Na pewno będę zakładał je na zawody. Dla porównania, amortyzacja jest mniejsza niż w Puma Ignite Ultimate.
Mamy tutaj jeszcze Dynamic Support, który wspiera stabilizację stopy szczególnie dla osób pronujących. Poza tym dynamicznie reaguje na różne siły nacisku.


Cholewka typu Flymesh współpracująca z linkami Flywire finalnie powodują świetnie trzymanie stopy. Czuję komfort i znacznie wyróżniającą się stabilność w biegu. Język jest zintegrowany z cholewką co tylko wzmacnia efekt.


Nie trzeba więc wcale mocno wiązać sznurowadeł. W niektórych butach zdarzało mi się czasem nawet zatrzymać w trakcie biegu i poprawić wiązanie. Tutaj wiążę odruchowo, a Flywire trzyma odpowiednie w ryzach stopę.


Co ciekawe, odnośnie cienkiego i dość mocno przewiewnego materiału cholewki testując Najki biegałem w temperaturach od -2 C do +25 C, w każdym przypadku w tym samym modelu skarpet i nie było mi za ciepło ani za zimno :)
Bieżnik w podeszwie Oddysey 2 jest klasyczny, która poprzez nacięcia jest zdecydowanie elastyczna.


Podsumowując.
Świetna stabilizacja, bardzo dobra amortyzacja, efektywne wiązanie, wysoki komfort użytkowania, to wszystko pozwala na wystawienie wysokiej noty. Jeśli jesteście przed wyborem swoich nowych butów do biegania to zachęcam do przyjrzenia się temu modelowi. W tej chwili to mój NUMER JEDEN na asfalt i ubitą drogę. To tyle plusów, nie byłbym obiektywny nie pisząc również o minusach. Pierwszym jest cena, aktualnie  w okolicy 600zł. Nie każdy dysponuje taki budżetem, jednak jeśli ktoś ma tyle do wydania, to myślę, że będą to dobrze zainwestowane pieniądze. Drugi minus jest mniejszy, to ten biały materiał u góry, który po kontakcie z błotem będzie trudny do wyczyszczenia, ale to tylko mały szczegół ;)

Ps.  Noszę rozmiar 44, waga 318 g, bardzo lekkie, wkładka wyjmowalna.

piątek, 12 sierpnia 2016

"Klient w centrum uwagi"





       W branży handlowej gdzie jest bezpośredni kontakt z klientem pracuję już kilkanaście lat, na różnych stanowiskach. Aktualnie w firmie gdzie bardzo mocno stawia się na kompleksową obsługę klienta, dlatego też tej książki nie mogłem nie przeczytać. W tym temacie ciągle jest wiele do zrobienia, chociaż nie trzeba mieć wiele doświadczenia zawodowego, przecież każdy oczekuje czy to w urzędzie czy dowolnym sklepie   dobrej obsługi. Dla mnie wciąż wyznacznikiem są doświadczenia autora książki "Doświadczenie Apple jako synonim idealnej obsługi.  Apple stosuje taki standard, który ma rozkochać w sobie każdego klienta, idealnie zgrywa się z ich marketingiem. To są wciąż standardy amerykańskie, ale stosowane na całym świecie gdzie firma ma swoje firmowe sklepy. W Posce jeszcze nie ma żadnego, jednak gdziekolwiek otworzą na pewno odwiedzę.
       Wracając do książki ;) Autor, Robert Zych dzieli się swoim ponad dwudziestoletnim doświadczeniem handlowca, trenera i szefa firmy. I trzeba mu to przyznać, ma facet sporo do powiedzenia. Mówiąc w dużym skrócie przedstawia obsługę klienta od samej wzbudzenia potrzeby zakupu, przez finalizację , aż po trudne sytuacje związane z brakiem możliwości realizacji zleceń, czy problemami z dotrzymaniem terminów. Autor jest wiarygodny, wierzę, że wszystkie przedstawione tu sytuacje i ich rozwiązania naprawdę miały miejsce. To jest po prostu praktyka, a nie teoria która czasem potrafi się mocno rozminąć z rzeczywistością. Tytuł może być trochę mylący, nie jest to książka tylko dla szefów, handlowców, którzy chcą się rozwijać też zachęcam do zakupu.
Świetnie napisana, wciąga od pierwszych stron. Zdecydowanie polecam!




poniedziałek, 30 maja 2016

Najbardziej żenujące 10 kilometrów...; o tym, że nie zawsze musi być dobrze...


Najbardziej żenujące 10 kilometrów...

      Na moim blogu piszę o pozytywnych sprawach. Pokonacsiebie.pl to przede wszystkim mój osobisty motywator, a że lubię dzielić się dobrem to myślę, że i Wy kochani czytelnicy coś bierzecie dla siebie. Ja w każdym razie słysząc/czytając pozytywne słowa od Was mam dodatkową energię do walki. To naprawdę daje chęci do działania.
Pod kątem moich zmagań biegowych, które trwają od pierwszych zawodów w marcu 2013 roku notowałem systematyczny progres. Treningi, kolejne kilometry i miło było osiągać kolejne małe cele. Jednak od jakiegoś czasu dzieje się coś niedobrego. Jeszcze nie wiem co to jest, prawdopodobnie suma różnych wydarzeń. Efekt pojawił się dzisiaj. Nie, źle to ująłem. Dziś dostałem w pysk! I to nie jeden raz... Jednak po kolei.

Dziś pod Poznaniem został zorganizowany lokalny bieg o Koronę Dąbrówki- dystans 10 km. Brałem udział już czwarty raz, stąd pochodzi moja aktualna życiówka 48 min. Od paru dni obserwowałem pogodę na pulpicie telefonu- od soboty miały zacząć się burze i ulewy. Co mogło sprawić mały problem ponieważ te 10 km są do przebycia w lesie. Mocno nie byłem zdziwiony jak obudził mnie intensywny stukot kropel deszczu o parapet. No to pięknie! Jednak po 7 rano przestało. Nie wiem ile padało, ale zastanawiałem się czy jeśli nie za krótko, to czy nie będzie zbyt parno w lesie po ostatnich upałach.
Start o 12, Team pokonacsiebie.pl z nowym członkiem Kubą wystartował punktualnie. Lubię tu biegać, jest to świetna alternatywa do biegów ulicznych, o praktycznie płaskim ukształtowaniu, ale za to z miękkimi ścieżkami. Zapach lasu, piękne warunki do biegania
Cel był prosty, spróbować zameldować się na mecie w okolicach 50 minut i mocno poprawić życiówkę Kuby. Samopoczucie miałem średnie, po ostatnich treningach w komfortowym tempie z dziwnie wysokim pulsem. Zrzucałem to jednak na zmęczenie. Jednak prognostyk był nieprzypadkowy.

1 km- 4:57 min, czyli planowo w tempie założonym. Tempo świetne, ale samopoczucie marne. Teraz jak analizuję w Garmin Connect, okazuje się, że równo po 3 minutach miałem tętno 190 uderzeń na minutę. Wtedy przezornie żeby się nie stresować nie sprawdzałem na ekranie Fenixa tętna... Tak wysokie notuję zwykle pod koniec takiego dystansu. A tutaj po 3 minutach biegu...
2 km-  5:13  Tętno ^ 195...
3 km-  5:15  Tętno ^ 195...
4 km-  5:25  Dyszę jak lokomotywa, mam już dość, przechodzę do marszu (!!!). Kręci mi się w głowie!  PO RAZ PIERWSZY NA TAKIM DYSTANSIE PRZECHODZĘ DO MARSZU. Biegnąc 10 km nawet nie zatrzymuję się po wodę, gnam zawsze do przodu! Monitoruję puls, spada powoli.
5 km-  5:52  Strefa z wodą, biorę i sobie spaceruję, piję powoli, tętno w dół. Znów się lekko kręci!
6 km    6:24  :))))) 6:24 na zawodach! 6 minut 24 sekundy na jeden kilometr, to się nie dzieje, a ja jestem kompletnie wyczerpany, mam kompletnie dość, myśli typu pier... i idę do domu pojawiają się co 30 sekund. Znów spacerek... Jakaś dziewczyna wyprzedzając mnie obraca się i mówi: Dawaj, Dawaj! Miło z jej strony, uśmiecham się, ale ja jedyne co mogę dać, to swoje buty i wracać do domu...
7 km   6:36 Dwa razy przechodzę do marszu, beznadzieja zupełna, dyszę i rzucam przekleństwami pod nosem. Kolejni biegacze mnie wyprzedzają...6:36 to jest mój rekord najwolniejszego kilometra na wszystkich 17 zawodach, w których wystąpiłem na dystansie 10 km.
8 km  6:09 To żenujące widowisko w moim wykonaniu wciąż trwa, a ja liczę każdy metr do mety. Znów marsz, nie mam siły, zaraz usiądę i nigdzie się nie ruszam.
9 km 6:00 Uwaga, proszę zejść z trasy, Grzegorz przyspiesza, będzie kurz!!!! Tętno 197 i kolejny spacerek.
10 km 5:27 :) Poszedłem jak Bolt! Dwa spacerki, ostatni na 300 metrów przed metą... Tętno 200,  wbiegam na metę. ŻENADA, otrzymuję medal pamiątkowy, chowam go zaraz do kieszeni, taki odruch...
Byłem dobrze nawodniony i najedzony. Wypoczęty raczej również. Teraz najlepsze!
CZAS 57:40!!!!!!! 57:40... Czas debiutu trzy lata temu 53:58...
Dużo emocji, jeszcze więcej pytań, co się stało, CO SIĘ DZIEJE? Nie wiem, muszę wszytko przeanalizować, tym bardziej, że to kolejny bieg gdzie moja dyspozycja jest bardzo słaba i praktycznie przez ostatnie cztery zawody nie miałem sił walczyć o wynik.
Podobno najlepiej uczymy się na własnych błędach.



Na koniec dodam, że Bieg o Koronę Dąbrówki to dobrze zorganizowane zawody, ze swoim rodzinnym klimatem i przyjemną trasą. Zachęcam do startowania w przyszłym roku, ja na pewno pobiegnę, muszę pozbierać z trasy część ducha, którego utraciłem...



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...