Najbardziej żenujące 10 kilometrów...
Na moim blogu piszę o pozytywnych sprawach. Pokonacsiebie.pl to przede wszystkim mój osobisty motywator, a że lubię dzielić się dobrem to myślę, że i Wy kochani czytelnicy coś bierzecie dla siebie. Ja w każdym razie słysząc/czytając pozytywne słowa od Was mam dodatkową energię do walki. To naprawdę daje chęci do działania.
Pod kątem moich zmagań biegowych, które trwają od pierwszych zawodów w marcu 2013 roku notowałem systematyczny progres. Treningi, kolejne kilometry i miło było osiągać kolejne małe cele. Jednak od jakiegoś czasu dzieje się coś niedobrego. Jeszcze nie wiem co to jest, prawdopodobnie suma różnych wydarzeń. Efekt pojawił się dzisiaj. Nie, źle to ująłem. Dziś dostałem w pysk! I to nie jeden raz... Jednak po kolei.
Dziś pod Poznaniem został zorganizowany lokalny bieg o Koronę Dąbrówki- dystans 10 km. Brałem udział już czwarty raz, stąd pochodzi moja aktualna życiówka 48 min. Od paru dni obserwowałem pogodę na pulpicie telefonu- od soboty miały zacząć się burze i ulewy. Co mogło sprawić mały problem ponieważ te 10 km są do przebycia w lesie. Mocno nie byłem zdziwiony jak obudził mnie intensywny stukot kropel deszczu o parapet. No to pięknie! Jednak po 7 rano przestało. Nie wiem ile padało, ale zastanawiałem się czy jeśli nie za krótko, to czy nie będzie zbyt parno w lesie po ostatnich upałach.
Start o 12, Team pokonacsiebie.pl z nowym członkiem Kubą wystartował punktualnie. Lubię tu biegać, jest to świetna alternatywa do biegów ulicznych, o praktycznie płaskim ukształtowaniu, ale za to z miękkimi ścieżkami. Zapach lasu, piękne warunki do biegania
Cel był prosty, spróbować zameldować się na mecie w okolicach 50 minut i mocno poprawić życiówkę Kuby. Samopoczucie miałem średnie, po ostatnich treningach w komfortowym tempie z dziwnie wysokim pulsem. Zrzucałem to jednak na zmęczenie. Jednak prognostyk był nieprzypadkowy.
1 km- 4:57 min, czyli planowo w tempie założonym. Tempo świetne, ale samopoczucie marne. Teraz jak analizuję w Garmin Connect, okazuje się, że równo po 3 minutach miałem tętno 190 uderzeń na minutę. Wtedy przezornie żeby się nie stresować nie sprawdzałem na ekranie Fenixa tętna... Tak wysokie notuję zwykle pod koniec takiego dystansu. A tutaj po 3 minutach biegu...
2 km- 5:13 Tętno ^ 195...
3 km- 5:15 Tętno ^ 195...
4 km- 5:25 Dyszę jak lokomotywa, mam już dość, przechodzę do marszu (!!!). Kręci mi się w głowie! PO RAZ PIERWSZY NA TAKIM DYSTANSIE PRZECHODZĘ DO MARSZU. Biegnąc 10 km nawet nie zatrzymuję się po wodę, gnam zawsze do przodu! Monitoruję puls, spada powoli.
5 km- 5:52 Strefa z wodą, biorę i sobie spaceruję, piję powoli, tętno w dół. Znów się lekko kręci!
6 km 6:24 :))))) 6:24 na zawodach! 6 minut 24 sekundy na jeden kilometr, to się nie dzieje, a ja jestem kompletnie wyczerpany, mam kompletnie dość, myśli typu pier... i idę do domu pojawiają się co 30 sekund. Znów spacerek... Jakaś dziewczyna wyprzedzając mnie obraca się i mówi: Dawaj, Dawaj! Miło z jej strony, uśmiecham się, ale ja jedyne co mogę dać, to swoje buty i wracać do domu...
7 km 6:36 Dwa razy przechodzę do marszu, beznadzieja zupełna, dyszę i rzucam przekleństwami pod nosem. Kolejni biegacze mnie wyprzedzają...6:36 to jest mój rekord najwolniejszego kilometra na wszystkich 17 zawodach, w których wystąpiłem na dystansie 10 km.
8 km 6:09 To żenujące widowisko w moim wykonaniu wciąż trwa, a ja liczę każdy metr do mety. Znów marsz, nie mam siły, zaraz usiądę i nigdzie się nie ruszam.
9 km 6:00 Uwaga, proszę zejść z trasy, Grzegorz przyspiesza, będzie kurz!!!! Tętno 197 i kolejny spacerek.
10 km 5:27 :) Poszedłem jak Bolt! Dwa spacerki, ostatni na 300 metrów przed metą... Tętno 200, wbiegam na metę. ŻENADA, otrzymuję medal pamiątkowy, chowam go zaraz do kieszeni, taki odruch...
Byłem dobrze nawodniony i najedzony. Wypoczęty raczej również. Teraz najlepsze!
CZAS 57:40!!!!!!! 57:40... Czas debiutu trzy lata temu 53:58...
Dużo emocji, jeszcze więcej pytań, co się stało, CO SIĘ DZIEJE? Nie wiem, muszę wszytko przeanalizować, tym bardziej, że to kolejny bieg gdzie moja dyspozycja jest bardzo słaba i praktycznie przez ostatnie cztery zawody nie miałem sił walczyć o wynik.
Podobno najlepiej uczymy się na własnych błędach.
Na koniec dodam, że Bieg o Koronę Dąbrówki to dobrze zorganizowane zawody, ze swoim rodzinnym klimatem i przyjemną trasą. Zachęcam do startowania w przyszłym roku, ja na pewno pobiegnę, muszę pozbierać z trasy część ducha, którego utraciłem...