Ostatnio miałem sporą przerwę od blogowania. Święta/praca, praca, dużo pracy.
Rano nie mam sił na trening, ale na szczęście z rozpędu gdy wracam z pracy ubieram buty i udaje mi się wykrzesać z siebie jeszcze trochę energii.
To jest niesamowite.
Po treningu wracam podwójnie zmęczony. Wyciszam się, spaceruję, lekko rozciągam, monitoruję spadek pulsu. I nagle czuję się jakbym rozpoczynał nowy dzień, z nowymi siłami. Kto jeszcze nie spróbował, niech opuści swoją strefę komfortu i niech otworzy się na NOWE MOŻLIWOŚCI :)
To prawda, że jedynym sposobem na jakiś postęp jest wychodzenie poza strefę komfortu - zarówno jeśli chodzi o zdrowie, ale i szerzej rozumiane życie, np. kwestię zawodową. Trzeba znaleźć odpowiedni balans, bo "na krawędzi" też można się szybko wypalić. Grunt to wskakiwać do strefy niekomfortowej, wracać do komfortowej na chwilę odpoczynku i z powrotem. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń