wtorek, 29 marca 2016

Puma Ignite Ultimate





         Dziś chcę Wam przedstawić kolejny model Pumy z serii Ignite Ultimate (dla chętnych recenzja Pumy Ignite 2015 tutaj). Jestem już po solidnych testach, więc mogę co nieco o wrażeniach napisać.
Ultimate to przede wszystkim ewolucja. Słowo klucz to amortyzacja. Puma Ignite spowodowała, że moje Adidas Boost Supernova Glide schowałem do kartonika.
Firmowa pianka Foam pozwala stopom na przyjemne lądowanie z każdym krokiem rozpraszając energię wstrząsów i uzyskując zwrot energii. Komfort biegu jest bardzo wysoki, cały czas mam wrażenie, że biegam po styropianie. Jednak mimo tego but jest wciąż dynamiczny i aż chce się przyspieszać. Jednocześnie  jest stabilny i jest pewność stawianych kroków szczególnie w trudniejszych warunkach, np. na zakrętach, itp.
         Drop tutaj jest stosunkowo duży, ponieważ aż 12mm. Dla osób biegających na śródstopiu nie jest to najlepsze rozwiązanie. Poza tym warto zwrócić uwagę na podeszwę, która dobrze trzyma się mokrego asfaltu i jeśli wierzyć producentowi, to jej specjalna konstrukcja wpływa na zwrot energii.


         Tuż po założeniu butów i później po powrocie z treningu zwróciłem uwagę na poprawę banalnego elementu- języka, który był moją zmorą w poprzednim modelu- tam był bardzo cienki i krótki, powodując dyskomfort na przegubie stopy po zbyt mocnym związaniu sznurowadeł. W Ultimate ten problem został wyeliminowany. Język jest znacznie grubszy i wiązanie bardzo pewne, więc Puma egzamin zdała na piątkę. Warto też zwrócić uwagę na konstrukcję wkładki. Pięta ma jakby silikonową wstawkę, która ma spowodować brak możliwości przesunięcia się stopy w środku. Kształt wkładki ma wpłynąć na lepsze dopasowanie do stopy.



        Zastanawiałem się czy może na koniec wystawić ocenę Ignite Ultimate w skali 1-10. Jednak nie zdecydowałem się na to, ale za to mogę napisać śmiało, że różnica na plus w stosunku do poprzedniego modelu to 30%- o tyle nowy model jest lepszy. Jeśli jesteście przed zakupem butów to zachęcam do przyjrzenia się temu modelowi- wart wydanych pieniędzy.






wtorek, 22 marca 2016

Ekożycie pod lupą



           Żyjemy w czasach śmieciowego jedzenia powodującego choroby oraz otyłość u wielu, wielu ludzi. Jednocześnie paradoksalnie zwiększając świadomość żywieniową  poszukując naturalnego pokarmu. W sklepach pojawia się coraz więcej ekologicznej żywności, powstają nowe działy oznaczone napisem EKO, a znajdujące się tam produkty są nawet parokrotnie droższe niż ich "niezdrowe" alternatywy. Przez media i prasę przetaczają się spory o skuteczność i potrzebę szczepionek. Pada mnóstwo argumentów za i przeciw. Jakie i czy w ogóle jeść mięso?
Co zrobić żeby nie pogubić się w morzu informacji i nie zwariować?
Właśnie skończyłem czytać Ekożycie pod lupą i muszę przyznać, że był to bardzo dobrze spędzony czas.
Autor ksiązki to Nathaneal Johnson, mający za sobą bogate ekologiczne dzieciństwo, wychowywany przez małżeństwo hipisów o skrajnie eko podejściu. Neutralnie przedstawia fakty dotyczące sensu uprawy eko warzyw, produkcji i uboju trzody, wycinania lasów, leczenia, szczepienia czy naturalnego rodzenia dzieci. Podoba mi się sposób przedstawienia informacji. Z jednej strony autor opowiada jak życie eko wyglądało w jego rodzinie, a z drugiej pokazuje rzeczywistość. Mocną stroną książki jest nie zajmowanie stanowiska w wyżej wymienionych tematach przez autora i jednocześnie pozostawienie miejsca czytelnikowi na wyklarowanie własnego zdania.
Szczególne wrażenie na mnie wywarł rozdział na temat hodowli trzody chlewnej. Cały system "produkcji" popularnego schabu powoduje niestrawność i stawia pytanie o najmniejszy sens jedzenia stworzonego za pomocą szeroko rozwiniętej technologii mięsa.
Zachęcam do przeczytania absolutnie wszystkich, bez konkretnych preferencji :) Książka warta inwestycji, po której można podjąć parę kluczowych dla naszego życia czy organizmu decyzji!





poniedziałek, 14 marca 2016

Cukier, sól, tłuszcz



          No cóż, książka przyciąga uwagę okładką. Każdy kto posiada szczątkową wiedzę na temat odżywiania dobrze wie, że w nadmiarze cukier, sól i tłuszcz niszczą nasze organizmy. Pytanie ile osób posiada taką wiedzę i jaki odsetek z nich  wykorzystuje ją w praktyce. Raczej niewiele skoro 30% dzieci w Polsce jest otyłych. A dorosłych?? Zgadnijcie :) Sześćdziesiąt pięć procent! O Stanach Zjednoczonych czy Meksyku to nawet nie wspominam!
Przejdźmy do książki. Autor, dziennikarz śledczy otrzymał za jej napisanie w 2010 roku Nagrodę Pulitzera. Przypominam, że jest ona wręczana za wybitne dokonania m.in. w dziedzinie dziennikarstwa.
            Moss obnaża najbogatsze przedsiębiorstwa produkujące przetworzoną żywność. Dla jasności parę przykładowych marek, które każdy kojarzy: Lays, Mars, Kit Kat, Snickers, Nutella itp, itd. Przedstawia sytuację na rynku jako zmowę tychże firm, co do ilości cukru, soli i tłuszczu. Prezentuje mnóstwo badań wykorzystujących odpowiednio duże ilości tych składników, które wpływają na ogromny popyt na ich produkty. Praktycznie, ta przetworzona żywność to po prostu do niczego nie na nadające się śmieci, które są zwykłymi zapychaczami siejącymi spustoszenie w naszych rodzinach.
Autor udowadnia jak koncerny spożywcze nas uzależniają. Pozwala nam spojrzenie, z innej i przede wszystkim, szerokiej perspektyw. Kto nie czytał, tego serdecznie zachęcam, a później przekażcie egzemplarz bliskim, warto.
Jak to napisał The Wall Street Journal:
" Lektura obowiązkowa dla świadomego konsumenta"


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...