Jak to się zaczęło... Czwartego stycznia 2013 w tym poście pisałem o zapisaniu się na Poznań Triatlon.
Nowy Rok rozpocząłem od pierwszego treningu biegowego. Początki nie były specjalnie wymagające, z resztą widać to na tym wykresie
Na szczęście na początku maja pod swoje skrzydła wzięła mnie Fabryka Formy. Tam z kolei trener personalny Marta pokazała mi co to znaczy trenować! Wyniosłem mnóstwo doświadczenia, które procentuje i będzie procentować w przyszłości. CHCIAŁBYM TUTAJ PONOWNIE TOBIE ZA WSZYSTKO BARDZO PODZIĘKOWAĆ!!!
W tym roku żeby poczuć atmosferę rywalizacji, wystąpiłem w paru zawodach biegowych na 5 i 10 km tutaj. Były to same debiuty, w tym życiówka na 10km, 49:27 km.
"Łamiąc" 50 minut o bieg na triahlonie już się nie martwiłem. Jazda na rowerze też czułem, że nie będzie stanowić większego problemu. Maksymalny czas na przejechanie trasy rowerowej to 1:45h, bieganie 1:30h i pływanie 45 min.
Najbardziej obawiałem się pływania, szczególnie, że miałem przerwę z 7,8 lat. Teraz już wiem, że za mało trenowałem. Za mało czasu spędziłem na basenie i na wodach otwartych. Z resztą zawody zweryfikowały wiele spraw.
Czas na relację- napiszę wszytko, niczego nie będę ukrywał :)
Tydzień przed zawodami zmniejszyłem intensywność treningów. Wreszcie miałem dwa dni z rzędu wolnego. Cały czas byłem zestresowany, ale nie traithlonem- PŁYWANIEM...
Sobota- dzień przed zawodami. Około 9tej rano odebrałem pakiet startowy, odwiedziłem Expo (parę straganów z różnymi gadżetami) i kupiłem tam żel i batonik energetyczny.
Czepek, koszulka, plecak, paluszki, pieczywo Wasa, batonik, czip, katalog Poznań Triathlon, mnóstwo ulotek.
Godzina 18.00- wprowadzenie roweru do strefy zmian- ogromna kolejka, w końcu prawie 1500 rowerów ;)
Godzina 19- spotkanie organizacyjne i pasta party. Po małych problemach z dźwiękiem, organizatorzy trochę zaniepokoili mnie koncepcją przejazdu pod wiaduktem na trasie rowerowy- ale na szczęście była dobrze oznaczona plus dobra robota wolontariuszy i obyło się bez problemów.
Później Pasta Party, na którym pojawiło się nawet sushi (niestety, jak to w Polsce bywa, część ludzi po raz pierwszy jadła i podniecona brała po 3,4 zestawy!!), ale nie starczyło dla wszystkich. Poza tym smaczny makaron z sosem, ciasteczka, placek, kawa, woda.
Zrobiła się godzina 20, powrót do domu, przygotowanie/zweryfikowanie przygotowania sprzętu i do łóżka. Zasnąłem szybko.
Niedziela 6.15.
Dzień wcześniej przygotowałem sobie musli, extra porcja rodzynek, sok jabłkowy. Śniadanie zjadłem przy gazecie, chwilę posiedziałem i poszedłem trochę potruchtać oraz porozciągać się. Spakowanie sprzętu do auta i wyjazd na Maltę.
Miałem zamiar wejść do strefy zmian żeby poprawić numer na rowerze, zabrać chip, czepek, zamocować do roweru napoje i coś tam jeszcze. Podchodzę do wejścia, stoi ochroniarz i paru zawodników. Ochroniarz mówi: "nie wpuszczam, według regulaminu po 8.00 zakaz wstępu!" Udało się go przekonać. Wbiegam, lecę do mojego stanowiska. Dobrze, że plecak włożyłem do folii- w nocy lało! Zabieram: chip, czepek, pianka. Montuję napoje, układam batonik i żel. Jakaś kobieta opiekująca się strefą zmian krzyczy proszę wychodzić!!!! Stres!!! Miałem na ręce garmina, zdejmuję, chowam do plecaka- będzie na bieganie. Zabieram żel, wybiegam.
Zmierzam teraz na linię startu. Na dworze robi się ciemne niebo, woda wydaje się czarna. Ku..! Pływanie! Stres!
Na minus dla mnie przemawia fakt, że start jest z wody. Trzeba dopłynąć 200 metrów.
Pianka założona do połowy, zmierzam do miejsca wejścia do wody.
8.48, zakładam do końca piankę, czepek, wsuwam żel. Sędzia krzyczy: DO WODY. Patrzę na dystans, na tą ciemną wodę, lęk, przecież ja nie dam rady!
..... (i to mówi osoba, która chce zmierzyć się z triathlonem).
Wchodzę do wody, jest w porządku. Aaaaa! Jeszcze nie pisałem, że nie pływam kraulem. Ani żabką. Od dłuższego czasu mam okresowe problemy z oddychaniem. Byłem u lekarza, ale nie zrobiłem wszystkich badań. Żeby móc oddychać normalnie pływam stylem grzbietowym...
Wracając do tematu, płynę z innymi. Oddycha się ciężko, stres, ksztuszę się wodą, panika, zawracam. Podpływam do pomostu. Odpuszczam. Nie dam rady. NIE DAM RADY!
Nie wiem co się dzieje. Moje marne umiejętności pływackie plus ciemna szeroka woda przerażają mnie. Potężny błąd, że nie pływałem wcześniej w wodach otwartych. Testowania pianki i paręset metrów nie liczę.
Rodzina na trybunach, 7 miesięcy przygotowań, treningi w FF... Nie mogę zawieźć!
PŁYNĘ!
Strzał startera, a ja mam jeszcze 100 metrów do linii startu...
450metr zawracam przy dużej boi, po paru metrach zahaczam o coś nogą. Chwyta mnie skurcz w lewej łydce! Gorzej być nie może! Płynę- później okazuje się, że slalomem..
Dopływam, czas 40:48 min. Wychodzę z wody, ledwo żyję.
Najpierw idę, później biegnę do strefy zmian. Przebieram się, spożywam pół batonika energetycznego i Vitargo z bidony. Zabieram rower- do wyjścia! Jeszcze cofam się po 8 metrach, zapomniałem licznika i jednego bidonu.
W końcu jadę. Czuję się dobrze, piję co około 10 minut Vitargo. Zaczyna kropić. Cisnę, średnia niezła. Łapię rytm 30,31km/h.
Wyprzedzam parę osób. Na 30 km czuję lekkie zmęczenie, ale zaraz mija. Zaczyna lać. Pada mi prosto w twarz. Przyjemnie. Super pogoda! Naprawdę. Tylko trzeba mocniej trzymać kierownicę i uważać na zakrętach! Wolontariuszy mnóstwo, prawie wszyscy dopingują i mimo słabej pogody trochę ludzi, którzy też dopingują.
Dojeżdżam, zadowolony, trochę nadrobiłem. Strefa zmian. Przebranie się, zmiana butów. Pulsometr!?
Gdzie on jest?! 3x sprawdzam plecak, nie ma!!!!!! Nie ma czasu, biorę izotonik, wybiegam!
Po 200 metrach skręt kiszek. Co się dzieje!!! Dlaczego mnie boli!!!!??? Ku...!!! Staram się oddychać, kontrola, zwolnij oddech!!! Łapie mnie kolka. Fuck! Co to w ogóle ma być??? Zjawiska o których czytałem, a teraz zaczynam ich doświadczać. Próbuję biec, zwalniam marsz, ręce do góry. Znów biegnę. 3 km, czuję się fatalnie. Żołądek skręca, zaraz wybuchnie. Wyrzucam butelkę Oshee, tylko mnie drażni. 3,5 km punkt żywieniowy, piję Oshee. Biegnę. Czuję jak napój wpada do żołądka i pogarsza jeszcze ból. Więcej nie piję chociaż chcę. Chwilami jest lepiej, wtedy przyspieszam. Znów skręca. Kolejny punkt żywieniowy, 7 km, Cola, biorę. Przebiegam paręset metrów, jest lepiej, chwilami łapię rytm. Ostatnia prosta, już blisko, widzę daleko metę, uda się, zrobiłem to, łzy w oczach, było warto, każda poświęcona sekunda przygotowaniom była warta tego co czuję teraz. Cola pomaga, a może to adrenalina niesie mnie ostatni kilometr, wpadam na metę szczęśliwy :)
Dziękuję za wszystkie Wasze motywujące komentarze :)
gratuluje! jestes mega!
OdpowiedzUsuńdziękuję :))))
Usuńbrawo! podziwiam takie wysiłki!
OdpowiedzUsuń:)))
UsuńGratulacje:) Wiedziałam że dasz radę:)
OdpowiedzUsuńDzięki za wsparcie :)
UsuńPiękny wyczyn i piękna motywacja dla innych! Graty WIELKIE!!!
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję :)
UsuńGratulacje!! :) Walka była do końca...piękny i zasłużony medal :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, jest piękny! :)
UsuńWOW:-) podziwiam takich ludzi jak ty:-)
OdpowiedzUsuńAch dziękuję ;)
Usuńpodziwiam Cię! chciałabym kiedys spróbować swoich sił w podbnym maratonie lub tego typu imprezie, le w mojej mieścinie nic takiego nie ma :(
OdpowiedzUsuńDzięki. Zawsze na zawody możesz gdzieś dojechać. Ja na następne jadę 70 km :)
UsuńGratuluję!!!!
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
UsuńGrzegorz Ty przecież nie przeklinasz ... ;)) Rewelacja , ze dales rade! Bravo jeszcze raz:)
OdpowiedzUsuńCzasem się zdarzy Agata ;) Dzięki :)
UsuńGratuluję!!! Triathlon to wyczyn, a Tobie się udało go dokonać :D
OdpowiedzUsuńNajwiększe mój sukces w "karierze sportowej" ;)
UsuńOd dłuższego czasu obserwowałam Twoje przygotowania, czekając na finał w emocjach:) Naprawdę fajnie to wszystko opisałeś, te wszystkie przygody i przemyślenia po drodze;)
OdpowiedzUsuńZastanawiało mnie w Twoich przygotowaniach, że sporo czasu to treningi w FF a nie outdoorowe, ale jak widać przyniosło to efekty.
Dobra lekcja dla innych, która pokazuje, jak ważne są nie tylko systematyczne przygotowania, ale też logistyka detali w takim starcie!
Gratulacje, pozdrawiam i zapraszam na swój blog treningowy 250dni.blogspot.com bo mój cel dopiero przede mną:)
Przyznaję rację, że powinno być więcej treningów na zewnątrz- doświadczenie na przyszłość.
UsuńDziękuję za komentarz :)
artykuł jak niezły dreszczowiec, widzę że ujawniasz kolejne talenty :) pokonałeś siebie po prostu Grzegorz pięknie !
OdpowiedzUsuńDzięki Michał za motywację i wsparcie!!!
UsuńGratuluję i podziwiam. Jesteś WIELKI!!!!!!!
OdpowiedzUsuńdziękuję :)
Usuńgratulacje!!!! od dawna kibicuję Tobie ...... brawo brawo!!!!!
OdpowiedzUsuńSuper, dziękuję, że byłeś/byłaś ze mną :)
UsuńMega gratulacje!!! Naprawdę godne podziwu. Czekam, na kolejne Twoje osiągnięcie, nowy cel:
OdpowiedzUsuń- a, może teraz połówka IRONMAN-a ?!?
pozdrawiam serdecznie, Dawid CTRL
Dzięki Dawid, miło, że tu zaglądasz :) Myślę, że przygoda z triathlonem będzie jeszcze trwała :) Połówka jest kusząca ;) Do zobaczenia!
UsuńEmocjonująca relacja :) Cieszę się, że udało Ci się ukończyć zawody. Medal piękny i zasłużony. Motywuje mnie ten blog :) Pozdrawiam. Magda - nowa czytelniczka bloga :)
OdpowiedzUsuńDziękuję Magda :) Cieszę się, że znalazłaś tutaj ciut motywacji :)
UsuńGratuluję! Jesteś na szczycie :)
OdpowiedzUsuńDzięki Magda ;)
UsuńGratuluję! Super, że Ci się udało, zdecydowanie pokonałeś siebie :)!
OdpowiedzUsuńTak, pokonałem siebie, bezdyskusyjnie :)
UsuńGratulacje :) podziwiam!
OdpowiedzUsuńAch dziękuję :)
Usuńcóż wiedziałam,że się uda:) gratulacje
OdpowiedzUsuńJa do końca nie byłem pewny :)
Usuń文件 迷你 價錢表 小型 家居
OdpowiedzUsuń???
UsuńBRAWO!! Naprawdę możesz być z siebie dumny :) Taka walka i się nie poddałeś, naprawdę szacun :)
OdpowiedzUsuńDzięki! Walka była! :)
UsuńGratuluję.Ja, po roku biegania, zamierzam we wrzesniu wystartować po raz pierwszy w półmaratonie i mam nadzieję, że mi się uda.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki!
UsuńGratuluję Ci!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńTwoją relację czytałam z wypiekami na twarzy!!!!
:)))) Dziękuję :)
Usuńgratuluję :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :)
Usuńno no, wlasnie przeczytalem relacje! ;d jeszcze raz gratuluje, przede wszystkim etapu plywania, a po tym opisie to juz w ogole !! ;d
OdpowiedzUsuńmam nadzieje ze za rok spotkamy sie razem gdzies na trasie :-) w tym z wiadomych wzgledow nie startowalem :-( a bylem juz zapisany :(
PS cola? ;/ D.
Damian trzymam Cię za słowo! Cola to doskonałe lekarstwo na problemy z żołądkiem :)
UsuńGratulacje! Ale Ci zazdroszczę!
OdpowiedzUsuńDzięki, każdy może tam wystartować :)
UsuńKolka to niestety podstawowy problem na tri. Pomóc można sobie na kilka sposobów: nie jeść później niż 30 min przed końcem roweru, ograniczyć też picie, a na ostatnich kilku kilometrach jak najwięcej się prostować, by narządy wewnętrzne się dostosowały. No i wooooolno trzeba zacząć bieg. Pierwszy kilometr co najmniej 15-25 sek. wolniej niż docelowo.
OdpowiedzUsuńPomaga też wzmacnianie mięśni brzucha - czyli brzuszki każdego ranka:)
Dzięki, pewnie zastosuje next time jeśli będzie potrzeba :)
UsuńGratulacje! Gdybym kiedyś nauczyła się pływać, czego póki co nie przewiduję, też bym chciała wziąć w tym udział :)
OdpowiedzUsuńEmocje były mega, mimo że widziałam tylko malutki fragmencik zmagań ;)
To kiedy zapisujesz się na naukę pływania???
UsuńO kurcze! Jak czytałam to aż się zestresowałam i zaczął mnie brzuch boleć :D Gratulacje! Może i ja w przyszłym roku się pokuszę o jakiś dłuższy dystans ;)
OdpowiedzUsuń;) Polecam!
Usuń;) polecam!
UsuńŻałuję, że dopiero teraz to przeczytałam! Opisałeś swój występ tak, że widziałam wszystko jakbym tam była! A na mecie miałam łzy w oczach razem z Tobą! Jeśli kiedyś napiszesz książkę, będę pierwsza w kolejce po autograf ;)
OdpowiedzUsuńDzięki Marta :)
Usuńjak mogłam przegapić taką relację! coś niesamowitego! nie wiedziałam, że przebiegłeś triatlon! jesteś wielki! : )))
OdpowiedzUsuńTrzeba spełniać swoje marzenia :)
UsuńTrochę to pokrzepiające, przed moim debiutem w tym roku:) Stresuję się tym występem, zwłaszcza pływaniem, które jest moja najsłabszą stroną:)
OdpowiedzUsuń