W poprzednim poście już trochę ponarzekałem na nawałnicę w pracy oraz mało treningów w ostatnich dwóch tygodniach, więc teraz już nie będę się powielał ;)
W sobotę padało cały czas, zapowiedź pogody na niedzielę była taka sama. Po przebudzeniu ujrzałem te same szare chmury co w poprzedni dzień. Po raz pierwszy przed zawodami zacząłem coś kręcić pod nosem, że niby mi się nie chce nawet biec. Może na to wpłynęła pogoda, ale wydaje mi się, że niekoniecznie...
W każdym razie zbliżała się godzina wyjazdu, a za oknem ulewa. Planowałem, jeśli tak będzie lało to nie startuję- tym bardziej, że lekkie osłabienie może przerodzić się w grypę itp. Później okazało się, że Michał miał podobne myśli ;)
Jednak mimo różnych niesfornych myśli, stawiliśmy się w Tarnowie Podgórnym po odbiór pakietów.
W zestawie świetna czapka i fajny mały plecak- na pewno się przydadzą. Świetna organizacja, wolontariusze pomocni, pomagali albo wręcz przekierowywali do toalet jeśli gdzieś były przeludnione.
Na zewnątrz budynku trwały "targi", parę straganów, ale oprócz odżywek nic ciekawego. Atmosfera jednak bardzo sympatyczna, sporo biegaczy i no cóż, rosnąca chęć do biegania. Wreszcie lekko rozbudzona, ponieważ ostatnio bywało różnie.
Poszliśmy tradycyjnie się rozruszać i chyba przegapiliśmy oficjalną rozgrzewkę ??
Już gotowi na starcie i wpatrzeni w zegar. 13:59:59. 14:00, 14:00:30. Stoimy. 14:01:30- spiker krzyczy" START". Lepiej późno niż wcale, a my wolno ruszyliśmy i nagle huk armaty ;) Lekka desynchronizacja :D
Odnośnie półmaratonu założenia mieliśmy raczej spokojne, bez konkretnych oczekiwań, a Michał z zatkanym nosem. No dobra było pewne założenie- 5:25 min/km.
Trochę opowiem Wam o trasie. Do przebiegnięcia mieliśmy trzy pętle, a w tym jedna nawrotka, niecałe 60 zakrętów (!!!) i dziesiątki podbiegów. Dlatego też trasę można uznać za urozmaiconą. Z racji obecności aż trzech pętli była atrakcyjna dla kibiców- było ich wielu, wszyscy pięknie kibicowali, jestem pod ogromnym wrażeniem. Strażacy zafundowali nawet gdzieś po drodze mgiełkę- pogoda, pomijając czasem drażniący wiatr, była udana.
Do około 9 kilometra biegliśmy według planu. I wtedy stało się, Michała dopadła kolka. Przeszliśmy do marszu i ciut podreptaliśmy. Trochę przeszła i szybko nadrobiliśmy stracony czas, ale nie na długo. 11 kilometr znów atak kolki i 12,5 km, i 14 km. Na 14 maszerowaliśmy z 1,5 minuty. Pewnie wiecie jak to coś jest uciążliwe. Podobno No-spa totalnie eliminuje możliwość jej wystąpienia- tak mówi pani doktor Agnieszka :) Trzeba to wypróbować!
Na 14 kilometrze Michał wkurzony ciągłym stawaniem chciał żebym pobiegł do przodu sam. Pobiegłem. Starałem się trzymać założonego tempa. Na ponad 2 kilometrach biegłem równo z pewną dziewczyną- może to czytasz- dzięki za równy bieg..
Od 18 kilometra czułem już coraz większe zmęczenie i zacząłem zwalniać. Podbiegi były zmorą, ale co zrobić przecież należą one do elementu trasy :) Zacząłem powoli odliczać, czego wcześniej nie robiłem.
Finisz był bardzo przyjemny, ostatnie 200 metrów to był bieg przed lwem- ile sił w nogach na stadionie przy pełnych trybunach :) Ostatecznie zabrakło parędziesięciu sekund do pobicia życiówki- ale na to jeszcze będzie czas.
Za linią mety okazało się jak bardzo chciało mi się pić- na szczęście organizator zapewnił pakiet regeneracyjny m.in. izotonik, batoniki, owoce w papierowej torbie dla każdego.
A! Zobaczcie jaki świetny medal otrzymałem :
Jeden z ładniejszych z mojej kolekcji :)
Parę minut przybiegł Michał- ten bieg będzie długo pamiętał ;)
Na koniec ustawiliśmy się w kolejce po standardowy ciepły posiłek, ale za chwilę okazało się, że jest PŁATNY!!! Nie uważam, że wszystko na takich zawodach powinno być za darmo, ale nauczony na innych imprezach sportowych tego, że miska makaronu jest za free niestety mogliśmy się tylko oblizać ;) Żaden z nas nie miał akurat przy sobie 20 złotych :> Na szczęście były wafelki ;)
Podsumowując, Bieg Lwa to bardzo udana impreza sportowa, na pewno będę chciał pojawić się w Tarnowie w przyszłym roku. Ogólnie świetna organizacja, klimat i według mnie wcale niełatwa trasa. Kto był ten wie, a kogo nie było ten
Czytając opisy Twoich kolejnych startów czuję lekki wstyd, że w tym miesiącu nie biorę udziału w żadnych zawodach. Może w czerwcu uda mi się trochę podciągnąć...
OdpowiedzUsuńPS. Ale mam nadzieję, że podczas biegu jednak coś piłeś? Dystans 10 km nie wymaga chyba nawodnienia w czasie trasy, ale nie wyobrażam sobie półmaratonu bez kilku łyków w biegu... Pozdrawiam!
Szymon, w tym roku będziesz miał jeszcze mnóstwo okazji do wzięcia udziału w zawodach więc spokojnie :)
UsuńBłąd z mojej strony polegał na tym, że wypiłem max 0,2 litra. W ogóle nie chciało mi się pić, chociaż wiem że powinienem ;)
Małe sprostowanie makaron może i płatny ale w pakiecie startowym były dwa bony pozwalające na zakup po 3 zł. A mgiełke wodną zapewnił jeden z mieszkańców-kibiców.
OdpowiedzUsuńświetny wynik :)
OdpowiedzUsuń