Pisałem w poprzednim poście o raczej średnim nastawieniu do mojego debiutu. Przyczyną głównie była słaba forma. Dodatkowo motywator Michał nie mógł pobiec ze względu na problemy ze zdrowiem. Przyznaję, że w ogóle nie miałem ochoty pobiec. Brakowało tej radości przed startem, a może to było spowodowane świadomością słabej formy.
W każdym razie wieczorem w sobotę w końcu poczułem to "coś" i z pozytywnymi myślami zasnąłem dopiero o 1.00.
Rano wyjechaliśmy tak aby zdążyć odebrać pakiet, ale też żeby nie być za wcześnie jak ostatnio w Nowym Tomyślu ;)
Nie było problemu z zaparkowaniem pod biurem zawodów. Na miejscu w sali gimnastycznej, mimo tłumu ludzi panował raczej porządek przy wydawaniu pakietów.
W pakiecie znajdowała się koszulka (zwyczajna bawełniana- szkoda, będzie do pracy w ogrodzie zamiast biegania :( , jakieś próbki na zwalczanie cellulitu..., bony na posiłek, dzienniczek biegowy i duży plus za czapkę. Zamierzałem kupić, ponieważ ta, którą mam jest za ciepła na bieganie, teraz już nie będę musiał ;)
Miejsce startu biegu znajdowało się na Rynku, dobry pomysł, sporo miejsca. Było nas ponad 1200 osób.
Z M. mieliśmy jeszcze sporo czasu, więc pospacerowaliśmy. Później rozgrzałem się i nastał czas na dołączenie do startujących. Nie wiedziałem, że miałem fotkę robioną z tyłu. Aśka i Kuba, biegłem w prezencie od Was ;)
W bidonie przygotowane Vitargo.
Zacząłem zgodnie z planem, z resztą miał być raczej monotonny, czyli chciałem utrzymać tempo 5:30. To pozwoliłoby mi osiągnąć wynik poniżej 2h. Dodam, że najwięcej przebiegniętych kilometrów w życiu do wczoraj miałem 15 :D Absolutnie nie wiedziałem jak się zachowają moje nogi, organizmy po 15km, a szczególnie na 21km.
Do ósmego kilometra biegłem według planu równo z dwójką Night Runnersów, ale od ósmego zacząłem odczuwać zmęczenie. Na 10km zameldowałem się z czasem gorszym o 6 minut od swojej życiówki na tym dystansie, wiadomo że gdyby zawody były na takim dystansie to biegłbym szybciej. W pewnym momencie wybiegliśmy na odcinek gdzie z dwóch stron otaczały nas pola i strasznie wiało- przydała się czapka z pakietu, którą zapobiegawczo schowałem do kieszeni :)
55:35 min na 10km, czyli o 35 sekund za wolno więc tragedii nie było.
Jednak podbieg na 14 kilometrze zweryfikował moje plany na zejście poniżej dwóch godzin. Teoretycznie w zanadrzu miałem Vitargo w butelce, które miało mi dodać sił, ale jednak okazuje się, że przy większym wysiłku mój żołądek niezbyt dobrze sobie z nim radzi. Zdałem sobie sprawę, że to ten specyfik był sprawcą rewolucji żołądkowej podczas biegania w triatlonie.
16 km przebiegłem w dramatycznym czasie 6:12, kończyły się powoli rezerwy, 18 km to już była walka z sobą. Organizmy krzyczał przejdź do marszu, przejdź do marszu. Nigdy w życiu!!! Na 19 km przez około 50 metrów szedłem... puls spadł o parę oczek, ciut odpocząłem. Biegnę, wyprzedza mnie prezydent, Ryszard Grobelny, chwilę przyspieszyłem, ale uciekł mi. Później znów chwila marszu. 20 km. Jeszcze kawałek, który się dłużył i dłużył, a przecież to tylko kilometr. Nareszcie meta, czas, nie patrzę, nie chcę, nie udało się. 2:02:41 h.
Wręczenie medalu, folia od strażaków, wody!!! Nie ma skończyła się!!! Jak to #@$!!!! Jest moja uśmiechnięta M., daje mi Oshee na szczęście. Radość, zrobiłem to, przebiegłem najwięcej w życiu i przy okazji był to półmaraton ;) Usiedliśmy, odpoczynek, parę zdjęć na pamiątkę. Dostawa wody, biorę butelkę. Ustawiliśmy się w kolejce po boloński, placek i herbatę. 20 minut później jesteśmy w jej połowie. Przecież nie będziemy stać tutaj 40 minut! Odpuszczamy, postanawiamy że herbatę wypijemy w domu, a kolejka za nami dwa razy dłuższa niż wcześniej, współczuję tym na końcu.
Właśnie kwestia organizacji. Biuro zawodów, depozyt, toalety, (z szatni i pryszniców nie korzystałem), start, doping (Night Runners rządzili!!!) jak najbardziej okay. Mieli być pacemakerzy i byli. Po raz pierwszy biegłem w połówce więc nie mam doświadczenia, ale mieli tabliczki z przedziałami np. 1:30-2 lub 2-2:30. Czyli teoretycznie ten drugi powinien być przede mną, ale nikogo takiego nie widziałem. I jeszcze kwestia mety. Dziwi fakt, że znalazła się w takim miejscu- bardzo mało przestrzeni dla kibiców, wręcz przeciwnie do startu. Po mimo paru uchybień organizacja zawodów z mojej perspektywy stała na wysokim poziomie.
Podsumowując jestem zadowolony z występu, mimo przekroczenia 2h. Osiągnąłem kolejny cel, który zamierzam poprawić (znacznie!!!) w półmaratonie w kwietniu w Poznaniu :))
:-) dystans konkretny- ale Ci sie udało- gratuluję :-)
OdpowiedzUsuńDzięki, walczyłem do ostatniego metra! ;)
UsuńGratulacje! To świetny rezultat! Kolejne przekroczone bariery, kolejny punkt odhaczony! Rewelacja! Podziwiam!
OdpowiedzUsuńDzięki Marta, polecam ;)
UsuńGratuluję osiągnięcia celu i życzę dalszych sukcesów! Lubię czytać Twoje relacje z zawodów, poczułam się jakbym tam była ;) Jeszcze raz gratuluję! Ola
OdpowiedzUsuńDzięki Olu :)
UsuńŚwietna robota! Kolejne cenne doświadczenie i powodzenia w realizacji kolejnych celów :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, podobno co cię nie zabije to cię wzmocni ;)
UsuńGratuluję :) czas z pewnością uda się poprawić. Mamy podobną życiówkę na 10km i teraz boję się, że nie uda mi się zmieścić w 2 godzinach na moim pierwszym półmaratonie w Toruniu w grudniu :S
OdpowiedzUsuńJak się dobrze przygotujesz to bez problemu zrobisz nawet 1:50h! Ja byłem słabo przygotowany, szczyt formy był w sierpniu ;)
UsuńTeż biegnę w toruńskim półmaratonie, a wracając do tematu: pierwsze koty za płoty :) Swój pierwszy półmaraton przebiegłam z czasem 2:05 (w czerwcu) z ambicją na o wiele niższy rezultat :D Z jednej strony osobista porażka z drugiej strony jednak sukces, no nie? Teraz przynajmniej wiesz co Cię czeka na następnym ;)
UsuńGratuluję!
Jak zwykle z uśmiechem na ustach bijesz kolejne rekordy:) Tak trzymać,gratuluję:)
OdpowiedzUsuńA Ty jak zwykle zostawiasz miły komentarz :)
UsuńGratuluję i życzę kolejnych :))
OdpowiedzUsuńAch dziękuję :)
UsuńMiałam dokładnie taki sam czas, tylko, że we wrześniu w Łowiczu ;)
OdpowiedzUsuńz jednej strony byłam zła, bo jednak nie udało się złamać dwóch godzin, ale z drugiej strony - to przebiegnięty półmaraton! a czas? łatwiej będzie poprawić życiówkę ;)
gratuluję!!!
A ja się dokładnie z Tobą zgadzam! Planuję w przyszłym roku pobić, a Ty?
UsuńGratuluję! najważniejsze zawsze to dobiec to mety, a Tobie jeszcze udało się to zrobić w naprawdę świetnym czasie:) a że nie poniżej 2h? Lullaby ma rację - łatwiej ci będzie robić następną życiówkę:) Jeszcze raz gratki!
OdpowiedzUsuńDziękuję serdecznie za miłe słowa :))
Usuńnie taki debiut zły ;)
OdpowiedzUsuńGratuluję półmaratonu : )) wynik i tak świetny, a 2 minuty ponad plan to wcale nie dużo, na pewno urwiesz je w Poznaniu :D
OdpowiedzUsuńgratulacje :) świetnie, po prostu działasz :) jak mi się to podoba :)
OdpowiedzUsuńrewelacja! gratulacje, sam chciałbym kiedyś ten dystans. A impreza chyba duża, widziałem zdjęcia http://iszamotuly.pl/sport-szamotuly/iii-samsung-polmaraton-2013-zdjecia-za-nami
OdpowiedzUsuńmoże siebie znajdziesz na którymś?
Nawet jeśli czasowo nie osiągnąłeś swojego celu, to i tak piękna jest ta walka, którą stoczyłeś i wygrałeś z samym sobą! Gratulacje :)
OdpowiedzUsuńGratulacje! Kibicowałam w pobliżu mety, ale nie zdołałam Cię wyłapać w tłumie ;) najważniejsze, że znów udało Ci się pokonać siebie :) i ciesz się ze swojego sukcesu, bo to był pierwszy taki długi bieg w Twoim życiu :) a w Poznaniu z pewnością rozmieciesz ten wynik!
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o brak wody na mecie i długą kolejkę do jedzenia, to rok temu było podobnie niestety. Miejmy nadzieje, że na przyszły rok orgowie wyciągną wnioski...
Gratulacje:-) mój najdłuższy dystans i w sumie też pierwszy start w zorganizowanym biegu to 10 km :P mam nadzieję, ze wprzyszłym roku też uda mi się przebiec metę półmaratonu :)
OdpowiedzUsuńGratuluję! Ja z bieganiem jeszcze walczę... ale w przyszłym roku na 100% wystartuję w jakimś oficjalnym biegu. :)
OdpowiedzUsuńAle atmosfera w mieście podczas biegu super! Ludzie uśmiechnięci, pełne kawiarnie i park :)
OdpowiedzUsuńGratuluję!
gratulacje:)
OdpowiedzUsuńFajna relacja :) Gratulacje! Do twarzy Ci w tym złocie ;)))
OdpowiedzUsuńPrzypadkiem tu wpadłem i widzę, że mieliśmy półtoratonowy debiut w Szamotułach :) Pozdro
OdpowiedzUsuńNa to wygląda :)
Usuń